Dziś przychodzę do Was z krótką recenzją zapachów firmy Bi-es.
Jakiś czas temu miałam możliwość przetestowania tych produktów dzięki stronie Sample-City.
Szczerze mówić nie lubię opisywać perfumy, gdyż ciężko zawsze jest określić zapach. Ale podjęłam się tego zadania i mam nadzieję, że je w miarę dobrze wykonam. Ale ocena będzie należeć do was ;P
Do testów otrzymałam trzy pełnowymiarowe perfumy: Moi, Experience raz Miss Belle.
Niestety żadne z nich nie zachwicił mnie swoim zapachem, ale pomimo tego potrafiłam wśród nich znaleźć zapach który polubiłam najbardziej. I tym zapachem, który najbardziej przypadł mi do gustu stał się Bi-es Experience.
Śliczny, kwiatowy zapach - kojarzy mi się z byciem nastolatką. Sądzę, że właśnie dla tych dziewcząt będzie on idealny. Nie jest zbyt mocny, ani nachalny, czy za słodki- co mi odpowiada. Jeśli chodzi o trwałość, to zdecydowanie wygrywa wśród tych trzech perfum. Utrzymuje się na prawdę długo na skórze.
Drugi zapach to Bi-es Moi. Bardzo bardzo delikatny, lekko mydlany zapach. Ten najmniej mi przypadł do gustu, z tych względów iż wydaje mi się, że najkrócej utrzymuje się na skórze, szybko znika. Co się nim spryskam, to po chwili już go na sobie nie czuje. . Wiem, że niektóre z Nas lubią takie delikatne perfumy, i one są zdecydowanie stworzone dla nich, natomiast ja preferuje "mocniejsze" zapachy. Więc Moi, niestety muszę podziękować. Choć opakowanie wygląda bardzo przyjemnie.
Ostatnim z nich jest Bi-es Miss Belle.Ten zapach testowałam najkrócej, ponieważ szybko zabrała mi go moja kuzynka. Bardzo spodobała jej się nuta zapachowa - to zdecydowanie bardziej orientalny zapach, mocniejszy. I tu bardziej przekaże Wam jej opinię niż swoją. Zapach długo się utrzymuje, wydajny. Mówi, że zawsze nosi go w torebce, na wszelki wypadek, jakby chciała się nim spsikać ponownie. Nawet twierdzi, że zakupi go sobie jak jej się skończy.
Nie
drogi korektor, bo kosztuje w granicach 6-10zł.Używałam go jako bazę pod
cienie oraz jak korektor pod oczy i rzadko, ale zdarzało się na jakieś
przebarwienia. Jak się sprawdził w tych zadaniach?
Jako korektor pod oczy, był nawet w porządku. Oczywiście nie posiada on mocnego
krycia, ale też ja takiego nie potrzebuje.-w zmarszczki zbytnio nie
wchodził.Jeśli nałożymy bardzo cieńką
warstwę na powieki to wtedy jako baza nam się sprawdzi, natomiast jak damy go
za dużo, to niestety ale cienie będą potrafiły nam się delikatnie zbierać w
załamaniach powieki.
Silnych przebarwień nim nie zakryjemy, bo jak już wcześniej wspominałam, nie
posiada on mocnego krycia, ale ogólnie sam produkt był dobry, choć znalazłam mu
jeden ogromny minus. Potrafi oksydować. Więc ze względu na ten czynnik nie
kupię go ponownie.
Jeśli
już jesteśmy przy firmie Bell to wspomnę o podkładzie Long lasting. Z tego
produktu byłam zadowolona. Również nie kosztuje zbyt dużo. Można znaleźć jasne
kolorki, co dla mnie jest dość ważne, gdyż jestem bladolica, a jak wiadomo
znaleźć jasny podkład wśród podkładów drogeryjnych to niekiedy bywa ciężko.
Produkt miał matowić i długo utrzymywać się na skórze. Jeśli chodzi o mat, to
matowił, natomiast na pewno nie na cały dzień, tu przy osobach mocno
wymagających trzeba byłoby zrobić poprawki za pomocą pudru. Natomiast ja tego
nie potrzebowałam, bo mi taki efekt niezbyt mocno zmatowionej cery się podobał.
Utrzymywał się nawet dość dobrze, wyrównywał koloryt cery i delikatnie krył
niedoskonałości.
Płyn micelarny do demakijażu-
bardzo znany już produkt. To jest moje już któreś z kolei opakowanie. Więc jak
widać z produktu jestem zadowolona. Już nie raz o nim opowiadałam, więc nie
będę się już za bardzo o nim rozpisywać. Przede wszystkim oczyszcza twarz, nie
podrażnia okolic oczu, nie ma po nim uczucia ściągnięcia na skórze. Tani.
Wydajny i można go używać jako tonik albo płyn do demakijażu.
A jeśli chodzi o żel micelarny z tej samej serii, to też jestem mu wierna.
Oczyszcza twarz i nie podrażnia oczu. Może i nie pieni się, ale mi to nie
przeszkadza, gdyż ważniejsze dla mnie jest to że nie podrażnia mnie i nie
ściąga mi skóry. Również nie kosztuje zbyt dużo i starcza na długo.
Obecnie zdradziłam go z żelem z firmy Loreal i z niego nie jestem aż tak
zadowolona jak z mojego Bebeauty. Ale o żelu z Loreala będzie tu jeszcze kiedyś
mowa.
Najzwyklejszy korektor w sztyfcie stosowany na
przebarwienia, niedoskonałości. Ogólnie powiedziałabym, że produkt jest dobry,
bo sprawdza się w swojej roli, natomiast polecałabym go w szczególności osobom,
które rozpoczynają swoją przygodę z makijażem. Również plusem dla niego jest
to, że osoby z jasną karnacją znajdą odcień korektora dla siebie. Jeśli chodzi o jego trwałość, to nie waży się, ale też niekiedy potrafił
wytrzymać całydzień, a niekiedy nie.
Nie wiem dokładnie od czego to zależało, ale „miał swoje humory” ;P
Krem, którego używałam na noc, gdyż wieczorem staram się używać bardziej
nawilżających, treściwszych kremów. Nawilżał nawet dobrze, ale bardzo go
polubiłam i bardzo zaskoczył mnie tym, że kompletnie nie podrażnia. Mam na
myśli, to, że jak jesteśmy chorzy i mamy katar, to bardzo często zdarza się, że
mamy zaczerwieniony nos- podrażniony. Wtedy pewnie każdy z nas sięga po kremy i
nagle czuć szczypanie, pieczenie. Nie przyjemne uczucie. Ale przy tym kremie kompletnie
tego nie czuć, nic a nic! Więc jeśli, ktoś z Was posiada dziecko lub spodziewa
się go to taki kremik dla waszego bąbelka będzie jak najbardziej dobry. A jeśli
chodzi o mnie i o moje wymagania skórne, to się sprawdził, natomiast nie wrócę
jak na razie do niego, gdyż szukam kremu idealnego, a ten niestety taki nie
był.
No i
moja kochana Rexona. Jak dla mnie najlepszy atyperspirant.Chroni, pięknie
pachnie, zapewnia uczucie świeżości. Może czasami zdradzam go z innymi
antyperspirantami, ale zawsze wracam do niego, bo jednak jak na razie nie
znalazłam nic lepszego.
Kiedyś wydawało mi się, że nie opłaca się wydawać
pieniążków na maszynkę, co ma wymienne główki. Głupia byłam , oj tak! Od kiedy
mam taką maszynkę, widzę różnicę i to nie tylko po portfelu, ale również na
skórze. Jedno takie ostrze starczało mi na ponad miesiąc, gdzie jednorazówek w ciągu
miesiąca zużywamy kilka. Na dodatek goli się nimi decydowanie lepiej- szybciej,
są bardziej precyzyjne, nie podrażniają iobecnie nie wiem, co to zacinanie się, gdyż dzięki nim zapomniałam o tym
problemie.
I
przyszedł czas na Ziajkę. Bardzo lubię tą firmę, bo ma wiele dobrych kosmetyków.
Ta maseczka też do nich należy, ale jednak nie skradła ona mojego serca.
Maseczka, którą trzymamy na głowie około 3-5 min, ja robiłam to dłużej.
Delikatnie nawilżała i wygładzała włosy. Natomiast, kiedy moje włosy potrzebowały
już mocniejszego nawilżenia ona już byłaza słaba. Dla osób co nie mają problemów z włosami taka maseczka będzie
dobra, natomiast dla moich była zbyt delikatna. Fajne było to, że można było
jej używać też jako odżywki bez spłukiwania. Więc można rzecz, że mieliśmy produkt
2w1. Może nie kosztuje ona zbyt dużo, natomiast wolę wydać te pieniążki na inny
produkt pielęgnacyjny do włosów, bo obecnie oczekuje lepszego nawilżania o
ochrony moich włosów, a ona mi tego nie daje.
Maskara Lash Plumber z Sephory.
Tusz, który miał pogrubiać rzęsy i tak, robił to. Delikatnie wydłużał, ale już nie
podkręcał. Jest to produkt, który kosztuje w granicach 40zł, czyli nie mało,
więc można mieć wobec niego jakieś większe wymagania. Ale wydaje mi się, że ma
on podobne właściwości co tusze, które kosztują dwa razy mniej. Dają takie same
efekty, tak samo się utrzymują na rzęsach, więc po co przepłacać. Podsumowując
tusz jest dobry i mogę go śmiało polecać, ale obecnie na rynku jest tyle
rodzajów tusz, gdzie za połowę mniej pieniążków każda z nas otrzyma tusz, który
będzie bardzo podobny do niego, jak nie nawet lepszy.
Błyszczyk Avon. Nigdy nie kupuje kosmetyków kolorowych z katalogów, bo boję
się, że produkt na zdjęciu może się dużo różnić kolorystycznie od produktu,
który otrzymam w rzeczywistości. Na szczęście w tym przypadku tak nie było.
Kosmetyk należy do serii produktów długo utrzymujących się na ustach i tu
bardzo mile zaskoczenie, faktycznie tak się działo. Wytrzymywał spokojnie ponad 2h jak nie
3-4h.Kolorek miał również bardzo ładny.
Ale przez to, że utrzymywał się tak długo to nasze usta kleiły się dość mocno. Ale
coś za coś. Natomiast mi ten efekt, aż tak bardzo nie przeszkadzał. Jedyny
minus, który znalazłam w nim to zapach – produkt śmierdzi. Ale na nasze
szczęście ten zapach ulatnia się w momencie aplikacji. Błyszczyk, który mogę wam
polecić, gdyż w tej cenie wiele produktów drogeryjnych z serii long lasting nie
utrzymuje się, aż tak długo na ustach jak ten z Avonu. Być może kiedyś do niego
wrócę.